Najsłabsze ogniwo



W serii artykułów z cyklu Najsłabsze ogniwo będę przyglądał się obecnym składom drużyn NBA i wskazywał zawodnika, który zupełnie nie spełnia oczekiwań, przez co stanowi najsłabsze punkt zespołu. Z oczywistego powodu, moja krytyka ominie graczy głębokiej rotacji oraz pierwszoroczniaków. Pozostali nie mogą liczyć na taryfę ulgową – podobnie jak w teleturnieju o brytyjskich korzeniach, głównoprowadzący nie będzie przebierał w słowach.

Bardzo często, poważni kandydaci do pojawienia się w Najsłabszym ogniwie w ostatniej chwili uciekają przed ręką sprawiedliwości i zostają zaszczytnymi laureatami ufundowanej w nowym CBA nagrody Amnesty Clause. Ci, którzy zostali, a nie powinni, pojawią się w moich artykułach.

Na koniec chciałbym zaznaczyć, że, podobnie jak w teleturnieju, najsłabsze ogniwo w następnej kolejce może stać się najmocniejszym. Będę za to mocno trzymał kciuki.

Na początek dwie drużyny z Miasta Aniołów.

Kilka przemyśleń po 25 grudnia


New York Knicks – Boston Celtics

  1. Tyson Chandler wyrasta na najbardziej niedocenianego zawodnika ostatnich kilku sezonów. Przerzucany z klubu do klubu, niechciany z powodu często trapiących go kontuzji, wyrósł na gwiazdę dopiero w poprzednim sezonie, kiedy był jednym z fundamentów mistrzowskich Mavericks. Już po pierwszym meczu w barwach Nowego Jorku widać, że będzie gigantycznym wzmocnieniem. TC po raz kolejny stał się cichym ojcem zwycięstwa, w które zdążyli już zwątpić fani w Madison Square Garden. Knicks w końcu mają gracza, który będzie chciał i potrafił bronić w pomalowanym.
  2. Celtics muszą znaleźć przyzwoitego zmiennika dla Paula Pierce’a. Marquis Daniels w ogóle nie sprawdził się w tej roli. Carmelo Anthony raz po raz przerzucał mu piłkę nad głową.
  3. Rajon Rondo ciągle nie nauczył się rzucać. Szkoda, bo w przeciwnym wypadku dyskusja o tym, kto jest najlepszym rozgrywającym ligi znów nabrałaby sensu.
  4. Brandon Bass dał Celtom agresję na deskach, która tak bardzo była im potrzebna po utracie Kendricka Perkinsa.

David Stern o wymianie, której nie było


W środę rano (czasu amerykańskiego), komisarz NBA David Stern pojawił się w The Herd, podcaście prowadzonym przez Colina Cowherda z portalu ESPN. Jak pewnie się domyślacie, 99,9% programu było poświęcone ostatniemu zablokowaniu wymiany z udziałem New Orleans Hornets, Los Angeles Lakers i Houston Rockets. Jeżeli jeszcze nie znudziliście się tematem, zapraszam do przeczytania (lub wysłuchania w oryginale) wywiadu z komisarzem (transkrypcję do tłumaczenia pożyczyłem z portalu Land O’Lakers.

Colin Cowherd: Jak ciężkie były dla ciebie osobiście ostatnie 2-3 tygodnie w związku z sytuacją z Chrisem Paulem?

David Stern: Powiedziałbym, że były interesujące. No ale faktycznie, była w związku z tym pewna burza. Z przyjemnością podyskutuję na ten temat i odpowiem na wszelkie pytania.

CC: Jak bardzo sytuacja z Chrisem Paulem i Lakers wpłynie negatywnie na markę [NBA]?

DS: Wydaje mi się, że w pierwszy dzień Świąt, kiedy ruszy 5 gier, marka [NBA] będzie ciągle w dobrym stanie. To nie jest problemem. Przepraszam, nie słuchałem twojej audycji, więc nie wiem jaki jest twój punkt widzenia, ale myślę, że wielu ludziom wydawało się, że ja w jakiś sposób wkroczyłem jako komisarz i anulowałem coś na podstawie moich szerokich kompetencji. Takie stwierdzenie zupełnie mija się z rzeczywistą sytuacją.

To, co naprawdę miało miejsce… Wyobraźmy sobie, że właścicielem drużyny jest NBA i zorganizowalibyśmy głosowanie wszystkich właścicieli, które decydowałoby o tym, czy zaakceptować wymianę czy nie. Może wynik byłby 15-14 i każdy właściciel głosowałby, na przykład, czy chcieliby, żeby Chris grał w ich dywizji, ich konferencji lub zrobić coś, co nie byłoby związane z najważniejszą kwestią: co jest najlepsze dla New Orleans? To jest prawdziwy obszar do głosowania i to jest dokładnie powód, dla którego podjęto taką decyzję po spotkaniach komitetów, a ostatecznie została ona zaakceptowana przez zarząd NBA.

Biznesowy geniusz


Kiedy w 1984 roku młody prawnik przejął rolę komisarza NBA, ludzie stukali się w głowy mówiąc jak ktoś, kto nie wyszedł ze ścisłego środowiska, ktoś, kto nie jest sportowcem/działaczem/trenerem może stać na czele ligi. Później okazało się, że ten eksperyment zdał egzamin, bo za czasów Davida Sterna liga osiągnęła szczyty popularności, a hasło Where amazing happens stało się jednym z najbardziej rozpoznawalnych nie tylko w USA, ale także na całym świecie [tak, wiem, że są też inne bardziej popularne hasła i, że tak naprawdę święty Mikołaj nigdy nie nosił czerwonego kubraczka, tylko jest to spisek Coca Coli].

Oczywiście sukcesu NBA nie można tylko i wyłącznie przypisywać urzędującemu od 27 lat komisarzowi [którego niektórzy wolą nazywać pierwszym sekretarzem]. W dużej mierze, ogromną popularności ligi należy zawdzięczać pewnemu zawodnikowi, który przez większą część swojej zawodowej kariery grał z numerem 23 na plecach i który swoim przewyższającym ludzkie pojęcie zaangażowaniem w ten sport przyciągał miliony. Trzeba jednak przyznać, że przed 1984 pojawiło się na parkietach wielu innych wybitnych zawodników, członków Hall of Fame, ale jak dotychczas tylko Stern potrafił w takim stopniu przemienić sukces sportowy na sukces biznesowy.

Zasada Derricka Rose'a


Wróciłem już ze swojego (prawie) miesięcznego Eurotripu i zabieram się od razu do pracy. Całe szczęście, że miałem jako taki dostęp do Internetu, ponieważ mogłem na bieżąco, jak miliony fanów NBA na całym świecie, śledzić ostatnie godziny dogorywania tegorocznego lokautu. Można powiedzieć, że moje marzenie, które opisałem w poprzedniej notce spełniło się i w tym roku zobaczymy jednak rozgrywki najlepszej koszykarskiej ligi świata.

Myślę, że wszystkich niezmiernie ucieszyła ta wiadomość – ja przez jakieś 10 minut leżałem, trzymałem się za głowę i nie mogłem wypowiedzieć słowa. My, jako dziennikarze i bloggerzy, jesteśmy w szczególnej sytuacji – w końcu będziemy mieli realne tematy do analizowania. Kiedy w ostatnim numerze miesięcznika  MVP Magazyn na stronie tytułowej przeczytałem „Wywiad z Grzegorzem Schetyną”, wiedziałem, że trzeba szybko zakończyć ten lokaut.