Teorie spiskowe w NBA cz.8


W tym artykule z cyklu teorii spiskowych w NBA nie znajdziecie długiej analizy i raczej nie uda mi się dojść do mniej lub bardziej sprecyzowanych wniosków. Dlaczego zatem zdecydowałem się w ogóle zasiąść przed komputerem, włączyć MS Word i wrzucić takie nie wiadomo co na Wysoko nad obręczą? Powodem jest to, że, krótko mówiąc, urzekła mnie ta historia i mam nadzieję, że wam też się spodoba. Nie spodziewajcie się jednak długiego i wyczerpującego wywodu, ani dowodów wspierających i przeczących teorii spiskowej, bo ujawnienie prawdy w tym wypadku jest wielce nieprawdopodobne, a może nawet niemożliwe.

Lebronostwo

Od razu zaznaczę, że nie oglądałem Meczu Gwiazd. Gardziłem, gardzę i będę gardził tym widowiskiem. O dziwo (i pewnie trochę z nudów) zacząłem oglądać Pojedynek Wschodzących Gwiazd, choć trochę śmiesznie brzmi to w tłumaczeniu, więc lepiej chyba napisać Rising Stars Challenge. Oczekiwałem, że wraz ze zmianą formuły przyjdzie trochę więcej intensywności i zaangażowania, ale srogo się zawiodłem (paradoksalnie, zaciętości było jakby mniej – może jednak koszykarze identyfikowali się bardziej ze swoim ligowym rocznikiem, niż z Shaqiem czy Barkleyem). Zawiedziony tym meczem, doszedłem do wniosku, że All-Star Game będzie pewnie wyglądał podobnie.

Triangle's not dead


Biję się mocno w pierś i przyznaję bez owijania w bawełnę – niedoceniałem drużyny Philadelphia 76ers i wątpiłem w autentyczność ich wysokiej formy. Chociaż legitymują się dotychczas imponującym bilansem 16-7, do niedawna podopieczni Douga Collinsa nie mierzyli się z żadnym klasowym przeciwnikiem (a w dodatku aż trzy razy grali z będącymi w samej końcówce tabeli Washington Wizards), co pozwalało mi być mocno sceptycznym wobec ich realnej siły.

Prawdziwa weryfikacja zespołu nastąpi w najbliższych tygodniach - ekipa z Filadelfii zaczęła w poniedziałek ścieżkę zdrowia. Póki co, zdaje ten egzamin znakomicie, odprawiając z kwitkiem Magic i Bulls oraz nieznacznie przegrywając z Heat (wynik nie oddaje przebiegu spotkania). Co więcej, sposób w jaki grają 76ers sprawia, że uwielbiam ich oglądać i, moim zdaniem, są jedną z najlepiej poukładanych ofensywnie ekip w NBA. Potwierdzają to statystyki – koszykarze z Filadelfii są na czwartym miejscu w skuteczności rzutów (za Heat, Denver i Thunder) oraz na piątym miejscu pod względem ilości asyst. Prawie siedmiu zawodników z ich składu ma dwucyfrową średnią punktową (w przeliczeniu na mecz), a najbardziej skuteczny strzelec zespołu, Louis Williams, trafia średnio zaledwie 15 punktów na spotkanie, co nie przeszkadza 76ers być dwunastą siłą w NBA w ilości punktów na mecz (przed, między innymi, Chicago Bulls, Mavericks, Lakers czy Magic, choć oczywiście te zespoły grają wolniejszą koszykówkę, chciałem tylko pokazać kontrast).
Największą siłą koszykarzy z Filadelfii jest oczywiście obrona i, kto wie, czy nie mają najlepszej w tej chwili defensywy w lidze. Chciałbym jednak w tym artykule skupić się na części ofensywnej, która momentami jest równie znakomita.