Chciałbym od czasu do czasu zamieszczać na blogu recenzje książek o koszykówce, które zdecydowanie warto przeczytać. Powoływałem się już kilka razy na The Book of Basketball Billa Simmonsa, tak więc będzie ona pierwszą, która padnie pod ostrze mojego pióra (a właściwie klawiatury, ale to już nie brzmi tak poetycko) i zostanie krytycznie oceniona surowym okiem recenzenta. Część z was może ją już kojarzyć, bo jej krótka recenzja pojawiła się w jednym z wydań magazynu MVP. Jako, że koszykówka jest u nas w kraju sportem niszowym, dzieło Simmonsa można kupić w Polsce na razie tylko w języku angielskim.
Autor książki to wieloletni współpracownik ESPN, kryjący się do niedawna pod pseudonimem The Sports Guy. Zyskał on sławę w Internecie dzięki pełnym humoru artykułom i szczegółowej wiedzy o historii NBA, okupionej godzinami spędzonymi przy odkurzonych taśmach VHS ze starymi meczami oraz, przede wszystkim, dzieciństwem spędzonym w Boston Garden.
Dzieło życia (przynajmniej jak na razie) Simmonsa, The Book of Basketball miało swoją premierę w 2009 roku i szybko stało się bestsellerem New York Timesa. W 2010 została wydana rozszerzona wersja książki, uzupełniona kilkoma przemyśleniami na temat przeprowadzki Lebrona do Miami Heat (autor najprawdopodobniej nie widział jeszcze, w momencie pisania, meczów Żaru z poprzedniego sezonu – takie przynajmniej sprawia wrażenie) i niedawnych tytułów mistrzowskich Los Angeles Lakers. Od razu uprzedzam, że nie ma w niej wiele grafiki. Tak, jest mało obrazków, czysty tekst - dla mnie plus.
Jeżeli miałbym w dwóch słowach opisać The Book of Basketball, to nazwałbym ją Biblią zawodowej koszykówki w USA (no dobra, to były cztery słowa). Głównie ze względu na imponujący rozmiar (701 stron), ale także na swój charakter, to jest próbę spisania obiektywnej (na ile to się da) historii amerykańskiej koszykówki, której większa część jest tożsama z dwoma, trzyliterowymi skrótami – ABA i NBA. Z drugiej strony język, którym posługuje się Simmons jest mało biblijny, a patrząc według naszych, europejskich standardów, mało literacki. Jest to charakterystyczną cechą wielu współczesnych pisarzy amerykańskich – jeżeli książka, po której spodziewasz się poważnej analizy rozpoczyna się od następującego, podniosłego wstępu Możesz stać teraz w bibliotece. Możesz opierać się o kanapę w czyimś mieszkaniu. Możesz siedzieć na klopie, to bądź pewien, że autor tej publikacji jest boooorn in the USA.
Po kilkunastu stronach każdy jednak przyzwyczaja się do tego, że The Book of Basketball czyta się bardziej jak koszykarskiego bloga niż książkę i uwierzcie, że pomimo niebotycznej, na pierwszy rzut oka, długości, wchłania się ją niezmiernie szybko. Można się w niej dosłownie zakochać – tęsknisz, kiedy się z nią rozstaniesz, inne książki przestają ci się podobać i w pewnym momencie obiecujesz, że nie opuścisz jej aż do ostatniej strony. Jako wielki fan NBA straciłem kilka dni z życia przez tę cegłę, więc jeśli pałasz równie wielką pasją dla tego sportu, a nie masz kilkunastu godzin na zbyciu, to dla twojego dobra radzę ci, żebyś jej nie kupował(a)! Serio, żeby nie było potem pretensji, płaczu i lamentów. Dla tych, co mają czas na czytanie (a w obliczu lokautu możemy mieć do tego więcej okazji), zdecydowanie polecam The Book of Basketball. Na pewno nie pożałujecie, zwłaszcza, że cena, biorąc pod uwagę wielkość i jakość, nie jest zbyt wygórowana.
Książkę można podzielić na dziewięć części tematycznych:
- Prolog, w którym autor oddaje hołd jednemu ze swoich ulubionych zawodników, Larryemu Birdowi, przedstawia historię jego miłości do bostońskich Celtów (bez skojarzeń) i opisuje, w jaki sposób on i jego ojciec na zawsze związali swoje życie z Boston Garden.
- W drugiej części, autor przedstawia jak odkrył tzw. Sekret dzięki wybitnemu, byłemu graczowi Detroit Pistons, Isiahu Thomasowi. Omawiałem pokrótce to pojęcie w poprzednim wpisie, ale przypomnę - Sekretem jest to, że najważniejsze w koszykówce nie jest związane z koszykówką. Temat ten przewija się właściwie przez całą książkę i ciężko go ująć w kilku zdaniach.
- Trzecia część jest rozprawieniem się z powszechnym w Stanach Zjednoczonych mitem (przynajmniej w mniemaniu Simmonsa) o wyższości Wilta Chamberlaina nad Billem Russelem. Autor książki przedstawia namacalne dowody na to, że Russel nie miał tylu rekordów co Chamberlain, ale na pewno był w ogólnym wymiarze bardziej wartościowym zawodnikiem. Simmons, jak większość świata NBA, nie darzy Wilta sympatią, ale jednocześnie nie zaprzecza jego umiejętnościom i miejscu w historii ligi.
- W czwartej części, The Sports Guy opisuje w jaki sposób zawodowa koszykówka w Stanach Zjednoczonych ewoluowała, począwszy od roku 1946 aż do 1984, od kiedy to autor liczy nowożytną historię basketu w USA. Simmons opisuje krok po kroku jakie zmiany następowały na przestrzeni lat (najczęściej biorąc pod lupę dwa, sąsiadujące ze sobą sezony) i jak te doświadczenia wpłynęły na to, co dziś oglądamy na parkietach NBA.
- Piąta część jest zabawą w alternatywną przeszłość, w której to Simmons zastanawia się, co by było gdyby. W NBA było wiele zaskakujących transferów, bezsensownych wyborów w drafcie (np. w 1984 roku), nieprzewidzianych zwrotów wydarzeń, nietrafionych i trafionych koszów w ostatnich sekundach, co pozwala autorowi snuć wizje dotyczące tego, co mogłoby się stać, gdyby historia potoczyła się innym torem. Bardzo ciekawa część, która pokazuje, jak cienka w sporcie jest granica pomiędzy chwałą a rynsztokiem.
- W szóstej części, Simmons spogląda krytycznie na dotychczasowe nagrody MVP. Te, podobnie jak niektóre decyzje draftowe, często zdają się być dyktowane niejasnymi argumentami. Autor książki ocenia, które z nagród dla najbardziej wartościowego zawodnika okazały się słuszne, które mniej, a które były totalną obrazą dla koszykówki.
- Siódma część jest w pewnym sensie wizją autora – jego autorskim pomysłem na nową Galerię Sław, która znajduje się obecnie w amerykańskim Springfield. Simmons uważa, że budynek ten jest tak żałosny, że należałoby go zburzyć i na miejscu (lub najlepiej w innym mieście) wybudować nowe muzeum. Miałoby ono kształt piramidy o wielu poziomach, do których poszczególni gracze byliby przydzieleni według swoich zasług dla NBA i mogliby zostać zdegradowani lub awansowani w zależności od tego, jak oceniłaby ich historia. Koncepcja piramidy jest dla autora pretekstem, aby skonstruować swój ranking Hall of Famers (do którego wliczył też kilku zawodników grających jeszcze w lidze) i ocenić wszystkich znanych graczy, którzy pojawili się na parkietach zawodowej koszykówki. W głowie się nie mieści, że Simmons był w stanie obejrzeć tych wszystkich zawodników w akcji i bezstronnie ocenić. Oczywiście nikt nie jest w stanie zupełnie wyzbyć się subiektywności, a dowodzenie wyższości jednego zawodnika nad drugim nigdy nie będzie czynnością obiektywną. Simmons zrobił jednak kawał dobrej roboty i jego ranking jest wiarygodnym poglądem na wartość poszczególnych koszykarzy.
- W przedostatniej części, autor książki robi podobny (choć krótszy) ranking, w którym stara się w ten sam sposób porównać najlepsze drużyny w historii NBA.
- Na koniec, w epilogu, autor opowiada o swoim spotkaniu z Billem Waltonem i rozmowie na temat Kobego Bryanta.
Trzeba też podkreślić, że pomimo swojej wielkiej miłości do Boston Celtics (mówiłem - bez skojarzeń!), Bill Simmons nie próbuje nawrócić czytelników na zieleń (a wy cały czas te podteksty!) i na tyle, na ile się da, w obiektywny sposób przedstawia historię swojej ulubionej drużyny.
Wszystkim tym, którzy zdecydują się przeczytać The Book of Basketball zabraniam (tak, taki władczy jestem!) omijania przypisów dolnych. The Sports Guy znany jest jako mistrz tego fragmentu strony (choć można zastanawiać się, czy na pewno przypisy powinny służyć do tego, do czego je wykorzystuje) – omijając je wiele stracicie.
Na koniec zostawiłem minusy – moim zdaniem podstawowym problemem książki jest chaos. Poza czternastoma rozdziałami, The Book of Basketball jest bardzo uboga w jasne podziały, a biorąc pod uwagę tendencję autora do skakania z tematu na temat, ponowne odnalezienie czegokolwiek po przeczytaniu książki graniczy z cudem. Dla przykładu, kiedyś próbowałem odnaleźć fragment książki, który mówi o motywacjach kierujących znanymi graczami na przestrzeni dziejów – po kilkudziesięciu minutach poszukiwań okazało się, że znalazł się on w opisie Lebrona Jamesa. Co ma wspólnego motywacja np. Billa Waltona z karierą Króla? Nie wiadomo. Jest to jedyny właściwie minus książki – można się też ewentualnie przyczepić do braku spisu treści, co także nie pomaga w swobodnym poruszaniu się po The Book of Basketball.
Na jednym z wykładów z psychologii dowiedziałem się, że wiadomości przedstawione na końcu zostają najdłużej w pamięci, dlatego, nie chciałbym, żeby ta recenzja zakończyła się negatywną oceną.
W związku z tym polecam gorąco wszystkim przeczytanie The Book of Basketball, która jest jedną z najlepszych książek o koszykówce dostępnych na rynku. Nie pożałujecie. Nie znajdziecie w niej statystycznego bełkotu, suchych faktów i nudnego wymieniania dawnych wyników. Przeciwnie, Bill Simmons poprzez swoją Biblię koszykówki stara się nas przenieść do wehikułu czasu i przybliżyć historię zawodowego basketu w Stanach Zjednoczonych tak, jakbyśmy byli naocznymi świadkami minionych wydarzeń. Pomyśl sobie, co mówisz swojemu znajomemu, kibicowi NBA, kiedy opowiadasz mu o niedawnym zwycięstwie ulubionej drużyny. Nie będzie to raczej – [tu wstaw dowolnego zawodnika] rzucił 26 punktów, miał 9 zbiórek, 3 przechwyty i asystę. Prędzej coś w stylu – ale on wymiatał, a ten buzzer beater na wyrównanie w czwartej kwarcie był niesamowity, to i to zagranie w dogrywce zadecydowało o wszystkim. To jest właśnie atmosfera, którą odnajdziecie w The Book of Basketball.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz