New York Knicks – Boston Celtics
- Tyson Chandler wyrasta na najbardziej niedocenianego zawodnika ostatnich kilku sezonów. Przerzucany z klubu do klubu, niechciany z powodu często trapiących go kontuzji, wyrósł na gwiazdę dopiero w poprzednim sezonie, kiedy był jednym z fundamentów mistrzowskich Mavericks. Już po pierwszym meczu w barwach Nowego Jorku widać, że będzie gigantycznym wzmocnieniem. TC po raz kolejny stał się cichym ojcem zwycięstwa, w które zdążyli już zwątpić fani w Madison Square Garden. Knicks w końcu mają gracza, który będzie chciał i potrafił bronić w pomalowanym.
- Celtics muszą znaleźć przyzwoitego zmiennika dla Paula Pierce’a. Marquis Daniels w ogóle nie sprawdził się w tej roli. Carmelo Anthony raz po raz przerzucał mu piłkę nad głową.
- Rajon Rondo ciągle nie nauczył się rzucać. Szkoda, bo w przeciwnym wypadku dyskusja o tym, kto jest najlepszym rozgrywającym ligi znów nabrałaby sensu.
- Brandon Bass dał Celtom agresję na deskach, która tak bardzo była im potrzebna po utracie Kendricka Perkinsa.
Dallas Mavericks – Miami Heat
- Lebron James w końcu zaczął grać tak, jak wszyscy od niego oczekiwali. Wyraźnie widać efekty ciężkich treningów nad grą tyłem do kosza – LBJ często decydował się na post-up i, jak nigdy wcześniej, najczęściej z dobrym efektem. Zdobył 37 punktów, choć mógł dużo więcej i zgniótł Lamara Odoma, który sfrustrowany dostał dwa faule techniczne. Najwyraźniej krytyka, która spadła po przegranych Finałach,podziałała mobilizująco. Oby tak dalej!
- Mavericks bez Tysona Chandlera już nie są tym samym zespołem. Brakuje agresji w pomalowanym. Lamar Odom nic w tej kwestii nie zmieni.
- Dirk na razie nie zachwyca skutecznością. Trzeba jednak pamiętać, że to dopiero początek sezonu i Niemiec na pewno będzie się rozkręcał. Nie stracił jednak swojej niesamowitej wizji (pozycji) partnerów.
- Odom będzie dobrym wzmocnieniem dla Mavericks. Lamar jest bodaj najbardziej uniwersalnym graczem w NBA – kiedy Dirk wróci do formy, pick’n’popy Dallas będą mordercze.
Los Angeles Lakers – Chicago Bulls
- Nie jestem pewien, czy to Chicago Bulls grali dużo słabiej, niż wszyscy się spodziewali, czy Los Angeles Lakers dużo lepiej, niż ktokolwiek się spodziewał. Bardziej obstaję za tym pierwszym.
- Zaskakująco szybko Mike Brown potrafił poprawić obronę Lakers. Co więcej, Jeziorowcy nadal są agresywni na deskach (zwłaszcza w ofensywie), a w tym meczu wyprzedzili w tej kwestii nawet, zwykle słynących z tej cechy Byków.
- Lakers, pomimo nie do końca przewidywanej utraty Lamara Odoma, dokonali bardzo dobrych wzmocnień. Troy Murphy i Josh McRoberts doskonale spisują się w ofensywie (a zwłaszcza ten drugi), trochę gorzej wygląda strona defensywna. David Ebanks może okazać się nieoszlifowanym diamentem, a razem z Andrew Goudelockiem dodają bardzo potrzebnych rzutów dystansowych.
- Metta World Peace dużo lepiej spisuje się z ławki niż jako starter.
- Spełniają się przedsezonowe przepowiadania – Lakers pod wodzą Mike’a Browna będą Kobecentryczni. Moim zdaniem, było to jedną z przyczyn bolesnej klęski Jeziorowców.
- Na razie wygląda na to, że gra Chicago Bulls niewiele zmieni się w tym sezonie. Nadal filarami drużyny pozostaną Derrick Rose i Luol Deng.
Oklahoma City Thunder – Orlando Magic
- Magic w końcu postanowili częściej wykorzystywać Howarda w grze tyłem do kosza, ale na niewiele to się zdało wobec szalonych i szybkich Thunder. Od początku swojego istnienia, drużyna z Oklahomy z sezonu na sezon staje się coraz lepsza i wygląda na to, że w tych rozgrywkach nie będzie inaczej.
Los Angeles Clippers – Golden State Warriors
- Loooob city! Trio CP3, Blake Griffin i Chancey Billups (genialne wzmocnienie) + Caron Butler i DeAndre Jordan będą w tym sezonie ofensywną bronią masowej zagłady. Zgodnie z obawami, dużo gorzej wygląda ich postawa po drugiej stronie parkietu. 57 zbiórek (tylko 2 mniej niż Clippers), w tym 17 ofensywnych dla Golden State Warriors? Seriously, Golden State Warriors?!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz