Lokautowa matematyka


W tegorocznych negocjacjach o kształt nowego CBA, podobnie jak w 1998, zawodnicy znajdują się w dużo gorszej pozycji niż właściciele klubów. Chyba każdy zgodzi się z tym stwierdzeniem. Ci pierwsi najszybciej (i najbardziej dotkliwie) odczują skutki przedłużającego się lokautu, bo nagle ich konta bankowe przestaną zwiększać się o miliony dolarów przysługujące im w ramach pensji. Jeśli wierzyć tym drugim w kwestii rzekomych corocznych strat, to długotrwały brak porozumienia sprawi, że w końcu przestaną przepłacać.

W praktyce oni także jednak bardzo boleśnie odczują przeciągający się impas. To prawda, że lokaut pozwoli tymczasowo zaoszczędzić sporo pieniędzy z klubowego budżetu, bo większość wydatków odpadnie przy braku CBA - głownie pensje zawodników i ich ubezpieczenia, ale także np. opłaty za przeloty, hotele. Nie oznacza to jednak, że włodarze nie będą musieli sięgać do swoich portfeli do zakończenia negocjacji. Wręcz przeciwnie, dolary nadal będą wypływać z ich kont strumieniami – i nie mówię tutaj o tysiącach, ale o milionach.

Przede wszystkim mam na myśli pensje dla trenerów. Collective Bargaining Agreement jest umową wyłącznie pomiędzy ligą (czyli komisarzem i 30 właścicielami klubów) oraz Stowarzyszeniem Zawodników. Brak nowego porozumienia oznacza, że wszyscy szkoleniowcy (w tym także asystenci) będą dostawać miliony dolarów kompletnie za nic. Nawet gdyby chcieli prowadzić treningi, to musieliby to robić potajemnie (lub za zgodą Sterna), bo oficjalnie wszelkie kontakty pomiędzy zawodnikami a trenerami są w czasie lokautu zabronione. O aktualnych zarobkach coachów dowiecie się z tego świetnego zestawienia portalu Weak Side Awareness [i przy okazji przyłączam się do ich protestu – dlaczego pensje zawodników są powszechnie dostępne, a nie istnieje na żadnym oficjalnym portalu podobna lista dla trenerów?]. Podpisany niedawno pięcioletni kontrakt z Dociem Riversem, szkoleniowcem drużyny z Bostonu, będzie kosztował Celtów średnio 7 milionów dolarów rocznie. Mike Brown dostanie w tym roku ponad 4 miliony dolarów. Nie są to błahe pieniądze.

Podobna sytuacja ma miejsce w przypadku pozostałych pracowników klubu – pomimo sporej ilości wolontariuszy, rzecznicy prasowi, skauci, specjaliści od obsługi sprzętu będą dostawać pieniądze za bezczynność. Trzeba jednak przyznać, że z ich punktu widzenia nie jest to wcale dobra sytuacja. Wiele klubów próbowało się chronić przed nadmiernymi wydatkami i zwolniło lub znacząco obniżyło pensje swoim pracownikom – ci z Miami Heat musieli zgodzić się na 25% obniżkę wypłat. Członkowie sztabu stali się pierwszą ofiarą wojny o nowe CBA.

Oczywiście najbardziej poszkodowani finansowo (biorąc pod uwagę wysokość strat) będą zawodnicy. Larry Coon, ekspert ESPN.com, w artykule opublikowanym na portalu TrueHoop wyliczył ile będą średnio tracić koszykarze na przedłużającym się lokaucie. Obecnie, Stowarzyszenie Zawodników chciałoby podziału przychodów (BRI) w stosunku 53-47 na swoją korzyść, podczas gdy liga proponuje 50-50. Istnieje kilka wątpliwości (głównie ze strony graczy) co do sposobu wyliczania tego stosunku, ale przyjmijmy, że tak właśnie wygląda, grosso modo, obecny etap negocjacji. Coon wyliczył, że przepaść dzieląca obie strony jest równa w przybliżeniu 120 milionom dolarów (tegoroczny BRI był szacowany na około 4 miliardy dolarów). Każdy tydzień odwołanych meczów z 170-dniowego sezonu będzie kosztował zawodników 7/170 całości planowanych wpływów, to jest 82,4 miliona dolarów. Wynikałoby z tego, że w niecałe dwa tygodnie koszykarze straciliby sumę, o którą tak zaciekle walczą w negocjacjach.

Wiadomo jednak, że CBA zawierane jest na wiele lat. Przyjmując, że umowa zawarta zostałaby na 6 lat (jak to miało miejsce ostatnio), zawodnicy zyskaliby 796 milionów obstając twardo przy 53%. Koszty lokautu zrównałyby się z tą sumą już w połowie grudnia tego roku. Wszystko to przy założeniu, że BRI ciągle będzie rosnąć i NBA nie zanotuje znaczącego spadku popularności, co jest bardzo prawdopodobnym scenariuszem przy odwołaniu części lub całego sezonu.

Jak widać, nikomu nie opłaca się przedłużać impasu. Zawodnicy są narażeni na największe straty finansowe, ale właściciele klubów też będą musieli swoje wycierpieć. Każdy biznesmen ciężko znosi chwile, kiedy interes nie przynosi zysków, więc obecna sytuacja nie będzie na pewno dla nich wygodna. Pytanie tylko ile będą w stanie poświęcić dla wynegocjowania korzystnej dla siebie umowy. Musimy też pamiętać, że, zgodnie z doniesieniami ligi, 8 z 30 drużyn nie było na minusie po tym sezonie, a długotrwały lokaut postawiłby ich w takiej sytuacji. Bring back the NBA!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz