Teorie spiskowe w NBA cz.8


W tym artykule z cyklu teorii spiskowych w NBA nie znajdziecie długiej analizy i raczej nie uda mi się dojść do mniej lub bardziej sprecyzowanych wniosków. Dlaczego zatem zdecydowałem się w ogóle zasiąść przed komputerem, włączyć MS Word i wrzucić takie nie wiadomo co na Wysoko nad obręczą? Powodem jest to, że, krótko mówiąc, urzekła mnie ta historia i mam nadzieję, że wam też się spodoba. Nie spodziewajcie się jednak długiego i wyczerpującego wywodu, ani dowodów wspierających i przeczących teorii spiskowej, bo ujawnienie prawdy w tym wypadku jest wielce nieprawdopodobne, a może nawet niemożliwe.

Przypomniałem sobie o tej krążącej w światku NBA teorii w ostatni Weekend Gwiazd, kiedy miałem bardzo dużo czasu (gdyż, jak pewnie wiecie, darzę niezwykle gorącym uczuciem tę imprezę) na korzystanie z niesamowitej funkcji, którą udostępniono mi w ramach abonamentu tzw. League Passa, to jest NBA TV. Ludzie, którzy wymyślili ten szatański wynalazek powinni gnić do końca w życiu w więzieniu za zrujnowanie życia setki tysięcy ludzi i ich rodzin.

Do rzeczy jednak – miałem przyjemność obejrzeć program Real NBA, w którym wspominano 10 największych wydarzeń minionych All Star Games. Na jednym z miejsc (nie pamiętam już którym) był ostatni Mecz Gwiazd Michaela Jordana. Miało to, rzecz jasna, miejsce w 2003 roku, kiedy obowiązywał już internetowy system głosowania na pierwsze piątki, więc oczywiste było, że najlepszy gracz, jaki kiedykolwiek pojawił się na parkietach ligi, zbierze wystarczająco przychylnych głosów fanów.

Atmosfera, jaka wytworzyła się wokół tego meczu była bardzo podobna do tej, która miała miejsce 13 lat wcześniej w Orlando – wtedy żegnano Magic Johnsona, dla którego miało to być ostatnie wystąpienie przed, jak wtedy sądzono, śmiercią. Mecz w Atlancie miał być jednym z ostatnich highlightów w karierze His Airness.

Wielu z was pewnie pamięta, że MJ zaliczył tej nocy bardzo dobry występ. Zdobył 20 punktów, co było trzecim wynikiem w drużynie Wschodu- jednym słowem nieźle, jak na (prawie) 40 latka (Mecz Gwiazd odbył się 8 dni przed jego urodzinami). Spotkanie ostatecznie wygrali jednak przedstawiciele Zachodu po drugiej dogrywce. Czy ktoś przypomina sobie, co miało miejsce w końcówce pierwszej dogrywki?

Po trafionym rzucie wolnym Shaquille’a O’Neala (true story), Zachód doprowadził do remisu 136-136 na 23 sekundy przed końcem doliczonego czasu gry. Zegar czasu wyłączony. Jason Kidd wyprowadza piłkę na połowę przeciwnika, próbuje penetracji do środka, ale po chwili zbiega z powrotem na obwód i czeka, aż na zegarze akcji zostanie 10 sekund. Czekający na skrzydle Michael Jordan, kryty przez Shawna Mariona, wybiega do podania. Czas upływa – 8, 7, 6, 5. Dalej chyba wszyscy się domyślamy, co mogło się stać.


Jak więc możliwe, że Zachód zdołał doprowadzić do drugiej dogrywki? Po czasie wziętym przez Ricka Adelmana, Kevin Garnett zagrywał piłkę ze środka parkietu. Podanie miało dojść do Kobego Bryanta, którego krył Jason Kidd. Rozgrywający zdołał zaburzyć tor lotu piłki, ale ostatecznie i tak wylądowała ona w rękach gwiazdy Lakers. Co w tym momencie zrobił znajdujący się najbliżej Black Mamby Jermaine O’Neal? Z kompletnie niezrozumiałych powodów faulował brutalnie Bryanta, zamieniając (praktycznie) niemożliwy do trafienia fadeaway w biegu na dwa celne rzuty wolne.

Tutaj następuje teoria spiskowa – trenerem drużyny Wschodu był wtedy Isiah Thomas, legendarny gracz i były lider ekipy Bad Boys z Detroit, największego wroga Chicago Bulls Michaela Jordana. W latach 80-tych i 90-tych, NBA była dużo brutalniejsza, a parkietowe animozje bardzo często przenosiły się do życia codziennego. W tamtych czasach, obydwaj panowie się nienawidzili. Nie szczędzili sobie uwag i epitetów na parkiecie i poza nim, co doprowadziło nawet (jak podaje Magic Johnson w książce When the Game Was Ours) do wyłączenia Isiah Thomasa ze składu pierwszego Dream Teamu po tym, jak Jordan i kilku innych zawodników miało postawić ultimatum – albo on, albo my.

Jermaine O’Neal grał wtedy w składzie ekipy Indiana Pacers, której trenerem był właśnie… Isiah Thomas. Czy legendarny rozgrywający kazał swojemu zawodnikowi faulować Kobego, aby Jordan nie miał kolejnego zwycięskiego momentu w swojej karierze? Tego pewnie nigdy się nie dowiemy, ale teoria jest frapująca.

2 komentarze:

Unknown pisze...
Ten komentarz został usunięty przez autora.
Unknown pisze...

Patrzę sobie na ich buty i zastanawiam się w jakich gra większość, dla mnie najlepsze są jordany i najwięcej fajnych modeli znalazłem na tej stronie https://www.freshkicks.pl/pl/producer/Jordan/23

Prześlij komentarz