Clutch or not

Każdego roku, począwszy od 2006, w stolicy stanu Massachusetts odbywa się konferencja MIT Sloan Sports Analytics, organizowana przez studentów Massachusetts Institute of Technology działających pod czujnym okiem Daryla Moreya (GM Houston Rockets) i Jessiki Gelman (wiceprezes do spraw marketingu i strategii zarządzania klientami grupy Kraft Sports). Na każdą z konferencji zapraszani są wybitni zawodnicy, trenerzy, a czasem nawet aktorzy (w tym roku pojawił się Drew Carey, znany z prowadzenia programu Whose Line is it Anyway?), którzy zachęcani są do włączenia się w pracę paneli dyskusyjnych, na łamach których eksperci i analitycy sportowi przedstawiają wyniki swoich badań. Najczęściej, skupiają się one na (często niezwykle skomplikowanej) analizie statystycznej. Choć rezultaty są często kontrowersyjne i dla wielu niezgodne z duchem gry (jak wiemy, światek NBA dzieli się na statystycznych nerdów oraz tych, którzy uważają, że koszykarskiej rzeczywistości nie da matematycznie uchwycić), to zawsze stanowią niezwykle interesujący punkt widzenia na to, co oglądamy na co dzień na parkietach NBA.


Jednym z najczęściej pojawiających się tematów, na niedawno zakończonej, tegorocznej edycji konferencji (na której pojawili się, między innymi, wicekomisarz Adam Silver i Jeff Van Gundy) było zagadnienie clutch. Nie powinno to nikogo dziwić, gdyż jest to jedno z najbardziej gorących zagadnień ostatnich kilkunastu miesięcy (a nawet pokusiłbym się o stwierdzenie, że od zawsze) w NBA, biorąc pod uwagę to, co robił (albo czego nie robił) Lebron James w zeszłorocznych Finałach w kontraście z wyczynami Dirka Nowitzkiego. Co więcej, temat ten wywołuje wiele dyskusji, gdyż eksperci nigdy nie doszli do wspólnego konsensusu w zakresie definicji okresu clutch. Choć przyjęło się rozumieć przez to ostatnie 5 minut regulaminowego czasu gry lub dogrywki, kiedy różnica punktowa nie przekracza 5 punktów, to realia pojedynczych meczów nie zawsze wpisują się w tę definicję.

Kobe Bryant jest najczęściej wymieniany jako ten, który najlepiej sprawdzi się w ostatnich minutach i sekundach zaciętego spotkania. To powszechne przekonanie próbował w zeszłym roku statystycznie obalić Henry Abbott, pisząc artykuł, który wywołał prawdziwą burzę w środowisku NBA. Jego zdaniem, Black Mamba spisuje się w crunch time niewiele lepiej, niż wynosi ligowa średnia, a najbardziej clutch jest Carmelo Anthony. Opierając się na niedawno wprowadzonej na stronie Basketball-Reference funkcji Shot Finder, Jordan Sams z portalu Liberty Ballers także postanowił przeanalizować występy zawodników NBA w crunch time i doszedł do podobnych wniosków – lider Los Angeles Lakers nie wyróżnia się wśród najlepszych clutch shooterów, a statystycznie znacznie skuteczniejszy w tej kategorii jest... Lebron James.

W oparciu o te same dane portalu Basketball-Reference, Scott Carefoot z The Basketball Jones doszedł jednak do zupełnie innych konkluzji – wziął on jednak pod uwagę tylko rzuty oddane na 5 sekund przed końcem regulaminowego czasu gry lub dogrywki, które mogły dać prowadzenie lub remis. Dane te potwierdzają zarówno zabójczą reputację Kobego Bryanta, jak i powszechnie powtarzane opinie o Królu z Miami.



Podobnego zdania zdają się być GMowie drużyn NBA, którzy w tym roku po raz kolejny wybrali lidera Lakers jako najbardziej godnego zaufania w ostatnich sekundach zaciętego meczu, podczas gdy Lebron James nie dostał w tej kategorii żadnego (!) głosu. Najbardziej przeceniany w tym względzie wydaje się być Kevin Durant, który otrzymał aż 30,8% głosów, a trafił tylko 3 na 23 podobnych rzutów (tabela powyżej).

Jak widać, trudno dojść do jednoznacznego konsensusu w sprawie clutch, a niemalże każdy, niezależnie od tego czy jest sportowym ekspertem, trenerem, menedżerem czy kibicem, ma w tej sprawie odmienne zdanie. Być może z tego powodu, żaden z analityków biorących udział w ostatniej konferencji MIT Sloan Sports Analytics nie postawił sobie celu bezpośredniego sprecyzowania pojęcia clutch. Tym niemniej, kilka prac mniej lub bardziej zahaczyło o ten temat.

Jednym z najważniejszych pytań jest to, czy w ogóle należy przykładać taką wagę do pojęcia clutch. Obecny na konferencji Jeff Van Gundy powtórzył jej uczestnikom to, co od dawna uważa za fundament koszykówki: mecz jest równie istotny w pierwszej kwarcie jak w czwartej. Jego myśl w pełni popiera jeden z pomysłodawców MIT Sloan Sports Analytics Conference, Daryl Morey, który zabłysnął sentencją dobre drużyny nie wygrywają zaciętych meczów, one ich unikają.

Mark Bashuk w swojej pracy zatytułowanej Using Cumulative Win Probabilities to Predict NCAA Basketball Performance doszedł jednak do odmiennych wniosków. Zgodnie z jego wyliczeniami, wartość pierwszych 25 minut z punktu widzenia ostatecznego wyniku spotkania wynosi 36%, podczas gdy ostatnie 15 minut ma wartość 64% (w NCAA gra się dwie połowy po 20 minut). Z ciekawszych rzeczy, wyliczył on też szacunkową wartość home court advantage w lidze akademickiej (4,74 punktu) oraz zrobił listę koszykarzy najlepiej spisujących się w clutch (oczywiście w NCAA):


Choć badania dotyczyły ligi akademickiej, można przyjąć, że w bardzo podobny sposób (choć może w nieco innym stosunku liczbowym) przedstawia się sytuacja w NBA.

Zawodowymi rozgrywkami postanowił zająć się za to Matt Goldman, który w swojej pracy zbadał wpływ sprzyjających trybun na grę gospodarzy. W swoich badaniach skupił się na dwóch parametrach, które da się łatwo zmierzyć i przeanalizować – skuteczność rzutów wolnych oraz zbiórki ofensywne. Według Goldmana, pierwszy z tych elementów (z punktu widzenia psychologii) związany jest z koncentracją, podczas gdy drugi opiera się głównie na wysiłku. Ekspert zbadał wszystkie mecze z sezonów 2005-2010 i doszedł do następujących wniosków:
  1. Koszykarze lepiej trafiają rzuty wolne grając u siebie, ale w momentach większej presji mają gorszą skuteczność od drużyny przyjezdnej. Goldman tłumaczy to faktem, że kibice, próbując zdekoncentrować rywali buczeniem i gwizdaniem, tak naprawdę pozwalają im odrzucić niepotrzebne myśli i automatycznie oddać rzut wolny. W przypadku gospodarzy ma miejsce dokładnie odwrotne zjawisko – w hali panuje cisza, a zawodnik koncentruje się zbyt mocno na tym jak powinien oddać rzut wolny zamiast po prostu go rzucić. Co więcej, nieskuteczni gracze na linii rzutów wolnych w czasie presji spisują się jeszcze gorzej, a znakomici egzekutorzy FT zwykle nie prezentują się lepiej niż w chwilach, gdy nie ciąży na nich presja.
  2. Podobnie jak w przypadku rzutów wolnych, gospodarze, co do zasady, dużo lepiej spisują się na tablicach w ataku. W sytuacji zwiększonej presji, w tym elemencie występuje jednak zjawisko odwrotne do opisanego w poprzednim punkcie – miejscowi łapią dużo więcej zbiórek ofensywnych. Goldman wyjaśnia to zjawisko charakterem wykonywanego zadania, które bardziej opiera się na wysiłku niż skupieniu, a sprzyjające trybuny podnoszą ducha bojowego gospodarzy.
Oczywiście wszystkie powyższe badania opierają się na statystykach, które często boleśnie zderzają się z rzeczywistością (rzuty wolne Chrisa Paula w ostatnim meczu Clippers-Timberwolves). Tym niemniej, MIT Sloan Sports Analytics Conference dostarcza nam co roku wiele ciekawych punktów widzenia obalających skostniałe idee krążące od dawna w świecie NBA.

Przedstawione w artykule prace są jednymi z wielu i zachęcam do zapoznania się z pozostałymi (w jednej z nich, Kirk Goldsberry proponuje nową, bardziej dokładną metodę mierzenia skuteczności rzutów - według tej metody, najskuteczniejszymi koszykarzami w NBA od 2006 do 2001 roku są Kobe Bryant zaraz za Rayem Allenem i... Stevem Nashem).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz