Triangle's not dead


Biję się mocno w pierś i przyznaję bez owijania w bawełnę – niedoceniałem drużyny Philadelphia 76ers i wątpiłem w autentyczność ich wysokiej formy. Chociaż legitymują się dotychczas imponującym bilansem 16-7, do niedawna podopieczni Douga Collinsa nie mierzyli się z żadnym klasowym przeciwnikiem (a w dodatku aż trzy razy grali z będącymi w samej końcówce tabeli Washington Wizards), co pozwalało mi być mocno sceptycznym wobec ich realnej siły.

Prawdziwa weryfikacja zespołu nastąpi w najbliższych tygodniach - ekipa z Filadelfii zaczęła w poniedziałek ścieżkę zdrowia. Póki co, zdaje ten egzamin znakomicie, odprawiając z kwitkiem Magic i Bulls oraz nieznacznie przegrywając z Heat (wynik nie oddaje przebiegu spotkania). Co więcej, sposób w jaki grają 76ers sprawia, że uwielbiam ich oglądać i, moim zdaniem, są jedną z najlepiej poukładanych ofensywnie ekip w NBA. Potwierdzają to statystyki – koszykarze z Filadelfii są na czwartym miejscu w skuteczności rzutów (za Heat, Denver i Thunder) oraz na piątym miejscu pod względem ilości asyst. Prawie siedmiu zawodników z ich składu ma dwucyfrową średnią punktową (w przeliczeniu na mecz), a najbardziej skuteczny strzelec zespołu, Louis Williams, trafia średnio zaledwie 15 punktów na spotkanie, co nie przeszkadza 76ers być dwunastą siłą w NBA w ilości punktów na mecz (przed, między innymi, Chicago Bulls, Mavericks, Lakers czy Magic, choć oczywiście te zespoły grają wolniejszą koszykówkę, chciałem tylko pokazać kontrast).
Największą siłą koszykarzy z Filadelfii jest oczywiście obrona i, kto wie, czy nie mają najlepszej w tej chwili defensywy w lidze. Chciałbym jednak w tym artykule skupić się na części ofensywnej, która momentami jest równie znakomita.

W sezonie 2011/2012 jest wyjątkowo wiele drużyn, które mają niezwykle wyrównane składy i wszystkie są niespodziankami pierwszej części rozgrywek – Denver Nuggets (ciekawostka - w przeliczeniu na 36 minut, wszyscy koszykarze George’a Carla mają dwucyfrowe średnie punktowe), Indiana Pacers i 76ers. Patrząc na poczynania ofensywne tych ostatnich, nie da się nie zauważyć jak fantastycznie potrafią się ustawić na parkiecie, co w żargonie koszykarskim nazywa się spacingiem. Myślę, że jest to jedna z głównych przyczyn tego, że tylu koszykarzy 76ers ma wysokie średnie punktowe i prawie każdy z podopiecznych Douga Collinsa miał swoje 5 minut.

Kiedy myślę o ofensywie, w której każdy ma równe szanse na wpisanie się na listę strzelców, pierwszym skojarzeniem w mojej głowie jest Phil Jackson i praktykowany przez jego drużyny system ofensywny Triangle Offense. Być może w praktyce nie zawsze wychodziło to tak, jak wymarzył to sobie Zen Master do spółki z Texem Winterem (największy innowator tego systemu, wieloletni asystent Phila Jacksona), bo przyszło im trenować drużyny z Michaelem Jordanem i (co gorsze) Kobem Bryantem w składzie, ale takie było idealistyczne założenie tego systemu – dzięki Trójkątom, każdy miał mieć szanse zostania gwiazdą.

Poprzednik słynnego trenera mistrzowskich Chicago Bulls (to jest Doug Collins) postanowił wcielić te założenia do swojego obecnego zespołu. Co ciekawe, robi to też ze strony praktycznej – atak 76ers zawiera wiele elementów, które są w mniejszym lub większym stopniu kalką schematów Triangle Offense. W szczególności widać to w akcjach, w których kreowany jest zawodnik w post.

W poniższej akcji, Jrue Holiday wyprowadza piłkę na połowę Heat i podaje do Thaddeusa Younga. Po oddaniu piłki z powrotem do Holidaya, Young wykonuje manewr, który w Trójkątach nazywany jest banana cut – ścięcie w stronę kosza i zbiegnięcie na słabą stronę (tę, na której nie znajduje się w danej chwili piłka). W tym samym momencie, Holiday gra akcję typu pick’n’roll (a dokładniej pick’n’pop) z Lavoyem Allenem, która, wobec dobrej obrony Heat, nie kreuje Sixers żadnej dogodnej sytuacji. Holiday podaje więc do Andre Iguodali, który oddaje piłkę dobrze ustawionemu w post Youngowi. Zauważcie typowy dla Triangle Offense trójkąt z trzech zawodników, który utworzyli Meeks (znajdujący się w rogu parkietu), Iguodala i Young. Po ścięciach tych dwóch pierwszych na słabą stronę boiska, spacing gospodarzy bardzo ogranicza możliwości podwojenia, co pozwala wysokiemu Sixers spokojnie grać tyłem do kosza.



Teraz obejrzyjcie niemal identyczną akcję w wykonaniu Los Angeles Lakers prowadzonych przez Phila Jacksona – wszystko wygląda w niej bardzo podobnie, oprócz penetracji Kobego pod koniec.


Jednoczesne ścięcia po dwóch stronach gracza w post, które widzieliśmy w końcówce wcześniejszej akcji, są także typowym elementem schematów Triangle Offense.


Nawet jeśli 76ers nie realizują dokładnie schematów, które przez lata przekazywał swoim podopiecznym Tex Winter, koszykarze Douga Collinsa zachowują podobną myśl i równie efektywny spacing. Obejrzyjcie sobie ustawienie zawodników w poniżej akcji (a szczególnie trójkąty, które tworzą się na słabej stronie).



Spójrzcie teraz, jak to robili kiedyś Los Angeles Lakers. Podobieństwa aż biją w oczy.



Tex Winter nazywał siebie fanatykiem spacingu i kładł szczególny nacisk na ten element gry. W idealnej realizacji jego wizji, zawodnicy powinni być oddaleni od siebie o 5-7 metrów. Jego zdaniem, takie rozstawienie zmniejsza szanse przeciwnika na powodzenie zagrywki podwojenia czy innego rodzaju pułapek defensywnych. Doug Collins czerpie garściami ze starej, mistrzowskiej szkoły, a efekty tego są znakomite.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz