Kilka słów o meczu Miami - Chicago

Sezon 2011/2012 National Basketball Association nie będzie jednym z tych, który będzie po latach wspominany przez kibiców jako najbardziej ekscytujący i fun to watch. To, co oglądamy obecnie jest koszykarskim survivalem, który zostawia za sobą krwawe żniwo kontuzji, kiepskiej defensywy, jeszcze bardzie nieskutecznej ofensywy, nieudanych akcji, przestrzelonych wsadów i tylu cegieł, że można by z nich wybudować Mur Chiński (pozdrowienia dla Yao). Wszyscy z nadzieją w oczach czekają na playoffy i liczą na to, że uda im się do nich dotrwać bez większych strat. Najlepiej chyba podsumował ten sezon Gregg Popovich (za twittem Kosiego):


Od czasu do czasu w kalendarzu meczowym trafiają się pojedynki, które jako fani NBA musimy po prostu obejrzeć. Jednym z takich był wczorajszy mecz Miami Heat kontra Chicago Bulls. (Potencjalnie) dwie najlepsze obecnie drużyny w lidze, plejada gwiazd zarówno po jednej jak i drugiej stronie, finaliści zeszłorocznych Finałów Konferencji, słowem crême de la crême.

Niestety, pojedynek na szczycie zawiódł oczekiwania. Spotkanie było średnio atrakcyjnym widowiskiem (oprócz kilku efektownych wsadów Heat i pomimo dobrych występów Jamesa, Bosha i Rose'a), w którym Żar co chwila uciekał Bykom na kilkanaście punktów, po czym w zaskakujący sposób tracił zdobytą przewagę, głównie za sprawą rewelacyjnego Derricka Rose’a. Kiedy w końcówce 4 kwarty wydawało się, że koszykarze z South Beach dowiozą zwycięstwo, lider Bulls znów zabłysł i zmniejszył przewagę Miami do 1 punktu na 49 sekund przed końcem.

Wszyscy spodziewali się emocjonującej końcówki, która chociaż trochę zrekompensuje średni jakościowo mecz, ale niestety zawiedli się. Ostatnie chwile spotkania były festiwalem wpadek. Najpierw Rose gubi piłkę przy kontrataku na 26 przed końcem, ale szczęśliwie dla Bulls sędziowie odgwizdali kontrowersyjny faul na Haslemie. Numer 1 staje na linii rzutów wolnych, na której w tym sezonie był bezbłędny w czwartych kwartach (jak i w całym meczu) i nie trafia obydwu rzutów.

Lebron James zbiera piłkę. Dosłownie 5 sekund wcześniej (na zegarze meczowym), Thibodeau kazał siąść na ławce Carlosowi Boozerowi i wpuścił na parkiet Joakima Noah, aby wzmocnić obronę i siłę na tablicach. Czy naprawdę nikt inny nie mógł w tej sytuacji faulować Lebrona Jamesa, niż Noah, dla którego było to już ostatnie dopuszczalne przewinienie w tym spotkaniu? Fani Chicago myślą w tym momencie – o nie, tylko nie Carlos Boozer. I mają w zupełności rację.

Ku zdziwieniu wszystkich, Lebron James nie trafia dwóch rzutów wolnych (uwaga: sarkazm). Walka pod koszem, gwizdek. Po obejrzeniu powtórki wideo, sędziowie postanawiają rozstrzygnąć spór poprzez rzut sędziowski, chociaż gdyby lepiej się przyjrzeli, to oddaliby piłkę Chicago Bulls.

Król wygrywa w locie, Mario Chalmers zostaje faulowany. Rozgrywający Heat trafia jeden z dwóch rzutów wolnych. Carlos Boozer zbiera piłkę i chce wziąć czas, ale zapomina, że ma ciągle piłkę w rękach. Jakimś cudem udaje się jednak Bykom zachować posiadanie i zostaje im przyzwoite 9,9 sekundy na rozegranie ostatniej akcji, w której mają szansę doprowadzić do dogrywki lub zwyciężyć.

Z początku, wszystko układa się zgodnie ze scenariuszem nakreślonym przez Toma Thibodeau. Co prawda Boozer stawia kiepską zasłonę, przy której w ewidentny sposób pomaga sobie rękami (a jest to jeden z elementów, na który szczególnie w tym sezonie mają zwracać uwagę sędziowie NBA), ale udaje mu się uniknąć faulu ofensywnego i zasłona spełnia swoje zadanie. Chris Bosh lekko się poślizgnął i Derrickowi Rose’owi udaje się wbiec w pole 3 sekund.


Na słabej stronie, Taj Gibson przygotowuje zasłonę dla Kyle’a Korvera (jednego z najbardziej skutecznych strzelców za trzy w poprzednim sezonie), ale z niewiadomych nikomu przyczyn decyduje się wbiec w pomalowane, gdzie jest już dwóch zawodników Bulls i trzech koszykarzy Heat.


Rose odwraca się i szuka Korvera obwodzie (co było najprawdopodobniej drugą opcją Bulls), który nie miał szans się uwolnić (thanks Taj). Mimo wszystko dzięki flopowi Haslema udaje się liderowi Byków zyskać wystarczająco miejsca, aby rzucić w miarę czystego floatera, który nie wpada jednak do kosza. Całość możecie obejrzeć sobie pod koniec poniższego recapu.


This is painful to watch.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz