Ostatni taniec mustanga


Smutna wiadomość dla wszystkich kibiców Dallas Mavericks – latem 2012 roku, ich ulubieni gracze nie uniosą po raz kolejny w triumfie pucharu Larry’ego O’Briena. Oczywiście podniosą się z ostatniego miejsca na Zachodzie, gdzie aktualnie się znajdują, będą się wspinać po drabince konferencyjnej, namieszają w playoffach, ale nie powtórzą zeszłorocznego sukcesu.

Możecie powiedzieć, że proroctwa oparte na pięciu meczach mają w sobie tyle prawdy, co przepowiednie andrzejkowe. Nie chcę bawić się w jasnowidza, moje przypuszczenia mają tylko charakter luźnych domysłów. Nie będę bawił się w internetowego wieszcza i za pół roku wyciągał z archiwum ten artykuł, zakładał maski Nostradamusa i chwalił osiągnięciem.

Tym bardziej, że nie będzie to żadne osiągnięcie – wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że poprzedni rok był ostatnim tańcem mustanga i w przyszłym roku puchar Larry’ego O’Briena nie trafi do Teksasu.

Od początku tego sezonu widać jak ważnym ogniwem zespołu był Tyson Chandler. Bez niego, Dallas Mavericks rozpoczęli fatalnie i w pięciu meczach zdołali wygrać tylko ze słabymi Toronto Raptors. Dziś padli ofiarą zaskakujących Minnesota Timberwolves. Zarząd klubu z Teksasu nie potrafił znaleźć koszykarza, który w równie efektywny sposób potrafiłby bronić w pomalowanym, co jest teraz największym utrapieniem zespołu. Brakuje im też energii z ławki, którą wnosił do gry J.J. Barea. Równie bolesną stratą był Caron Butler, ale, jak pamiętamy, Mavericks potrafili sobie bez niego poradzić w playoffach. Najmniej będzie pewnie brakować DeShawna Stevensona, ale on też miał swój wkład w zdobycie tytułu.

Jeżeli Mark Cuban zdecydowałby się zachować dotychczasowy skład, Mavericks byliby jednymi z najpoważniejszych kandydatów do mistrzostwa. W skróconym sezonie zespoły nie mają czasu na odpowiednie zgranie się, dlatego lepiej powodzi się weteranom, którzy wiedzą, jakie jest ich miejsce w drużynie, a z partnerami znają się jak łyse konie (nie mylić z dzikimi koniami, czyli po angielsku mavericks).

Zadaniem GMów jest jednak myśleć szerzej, niż tylko kategoriami nadchodzącego sezonu – nie było sensu inwestować w koszykarzy, których wymagania finansowe wzrosły z racji zdobytego mistrzostwa, a którzy daliby tylko ewentualne szanse na obronę tytułu, po czym zrzuciliby drużynę na wiele lat w siódmy krąg piekła, w którym grzeszników torturują podatek od luksusu i starzejący się zawodnicy.

Pisałem to już w artykule Wielkość Dirka Nowitzkiego, ale powtórzę jeszcze raz – ze względu na to, że Niemiec był jedyną supergwiazdą w Mavericks (otoczoną, w gruncie rzeczy, wybitnymi zadaniowcami), powtórzenie mistrzostwa byłoby karkołomnym wyczynem. Podobnego zdania jest jeden z autorów bloga Chasing 23, kryjący się pod pseudonimem The NBA Realist. Zauważył on też wielki plan Marka Cubana na nadchodzący sezon – rezygnując z przepłacania Tysona Chandlera, J.J. Barei, Carona Butlera i DeShawna Stevensona, Mavericks będą jednym z najmocniejszych graczy na rynku transferowym po zakończeniu tegorocznego sezonu.

O ile Mark Cuban nie zdecyduje się na kupienie kogoś na dłużej i nie przedłuży innych kontraktów, w październiku 2012 Dallas będzie musiało płacić tylko Dirkowi Nowitzkiemu, Shawnowi Marianowi, Brendanowi Haywoodowi, Rodigue’owi Beaubois i Dominique’owi Jonesowi. Oznacza to, że po raz pierwszy od bardzo dawna, klub z Teksasu będzie poniżej salary cap – i to nie bagatela o około 20 milionów dolarów. Spora suma, która może pomóc przyciągnąć grube ryby do Mavericks, a po tym sezonie kilku ciekawych zawodników może zyskać status wolnego agenta (między innymi, Derron Williams i, być może, Dwight Howard).

Wygląda więc na to, że Mark Cuban już pożegnał się z koncepcją obrony tytułu na rzecz zbudowania nowego składu. Bardzo mądry ruch – pytanie tylko ile sił zostało jeszcze w Dirku Nowitzkim.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz